kwietnia 14, 2018

Upadek Hyperiona - Dan Simmons


Jeśli nie znacie jeszcze Hyperiona, to odsyłam Was do mojej recenzji pierwszej części >TU< którą już ogłosiłam najlepszą książką tego roku. Jeśli chodzi o Upadek Hyperiona, to jest to zupełnie inaczej skonstruowana książka. Poprzednia część składała się z osobnych opowieści pielgrzymów. Tym razem nie mówią oni o sobie, ale poznajemy ich dalsze losy. Wszyscy wkraczają w tajemniczą dolinę Grobowców Czasu, ale czy wszyscy ją opuszczą? 

Pojawia się Dzierzba, który dodaje tej historii znamion horroru. Nie potrafię go opisać, ale kiedy pojawia się znienacka w różnych fragmentach historii, to dzieją się niesamowite rzeczy, bo Grobowce Czasu się otwierają. Trudno mi mówić o swojej ulubionej postaci, bo tym razem ich historie są ze sobą nierozerwalnie połączone. Ale myślę, że całkiem epickie były momenty z udziałem Kassada, które były jednym wielkim wirem walki. Najciekawszą postacią z największymi tajemnicami był dla mnie Konsul. Wiele rzeczy się wyjaśniło w tej części, ale chyba najbardziej przejęłam się losem Sola i Rachel.

Odbierał ich ból jako monumentalny dźwięk rozbrzmiewający tuż poza progiem słyszalności, 
jako potężne, nieustające wycie syreny boleści, jakby tysiące niewprawnych palców uderzały
 w tysiące klawiszy gigantycznych organów udręki. 

Upadek Hyperiona to nie tylko Hyperion, ale cała Sieć planet. Jak zachowa się przewodnicząca Hegemonii Człowieka w obliczy zmasowanego ataku kosmicznego Wygnańców?  Cybryd Joseph Severn, obcy, ale równocześnie dziwnie znajomy, we śnie łączy się z pielgrzymami i widzi ich poczynania, dzięki temu przewodnicząca Meina Gladstone ma obraz tego co się dzieje. W pewnym sensie jest ona nową postacią tej historii i towarzyszymy jej w podejmowaniu trudnych , politycznych decyzji. Tutaj kolejny ukłon dla autora, bo stworzył olbrzymią sieć różnych światów z różnymi charakterystycznymi cechami społeczeństw i systemami politycznych, które jednocześnie nie wydały mi się specjalnie trudne do ogarnięcia. 

Język powieści jest genialny. Całość czyta się bardzo przyjemnie i łatwo, co dla mnie, laika w sprawach scence fiction jest bardzo ważne. Tej naukowej strony sci-fi nie ma wcale tak dużo, większa część przypomina po prostu świetną książkę przygodową w kosmosie, na odległej i dziwnej planecie. Ten, potocznie mówiąc, naukowy żargon pojawia się w tej części w większej ilości tylko pod koniec książki. 

Kiedy wszystko się kończy, pomyślał, kiedy zawodzi logika i nie ma już żadnej nadziei, 
to właśnie nasze sny i miłość najbliższych kształtują odpowiedź, 
jakiej Abraham powinien udzielić Bogu.

Oprócz nauki do głosu dochodzi też aspekt religijny nawiązujący do zbliżającej się zagłady. I nie jest to jedna religia, bo mamy tu przedstawicieli Kościoła Dzierzby, Jezuitów na Pacem z których pochodzi ksiądz Dure czy Templariuszy. Słyszałam głosy, że tej religii jest w książce momentami za dużo, ale mi się bardzo podobało, bo lubię czytać o takich sprawach i wszystko wydało mi się bardziej mistyczne i tajemnicze. Jeszcze jedna sprawa o której ostatnio nie wspomniałam: to jak autor umiejętnie wplótł w historię Hyperiona postać romantycznego poety Johna Keatsa i jego poematy jest po prostu mistrzostwem świata. 

Co mogę więcej powiedzieć? No w sumie mogłabym coś dodać, ale w ten sposób moja recenzja zmieni się w pieśń pochwalną Dana Simmonsa na 10 stron. Bardzo ciekawi mnie kolejna część, bo Hyperion i Upadek Hyperiona wydają mi się na chwilę obecną zamkniętą całością i ciężko mi stwierdzić, która była lepsza. Jeszcze nigdy nie cieszyłam się tak bardzo, że mam kolejną część czekającą na mojej półce. Czytajcie Hyperiona, bo naprawdę warto!


Szczegóły:
Tytuł: Upadek Hyperiona
Tytuł oryginału: The Fall Of Hyperion
Tom: 2
Cykl: Hyperion
Autor: Dan Simmons
Wydawnictwo: MAG
Liczba stron: 611

Brak komentarzy: