kwietnia 27, 2020
Bursztynowa luneta - Philip Pullman
Bursztynowa luneta to ostatnia część serii Mroczne materie. Poprzednie książki spodobały mi się, a z części na część historia stawała się coraz bardziej skomplikowana. Tym razem autor puścił wodze fantazji i przedstawia coś naprawdę jedynego w swoim rodzaju.
Lyra oraz Will stoją przed ciężkim zadaniem, ponieważ chcą się dostać do krainy umarłych, miejsca skąd nikt nie wraca. Muszą znaleźć Rogera, przyjaciela Lyry, a podczas ich drogi będą musieli stawić czoła wielu trudnym wyborom. Sytuacja we wszystkich światach robi się coraz bardziej napięta. Pancerne niedźwiedzie wyruszyły na południe, wystąpiło również wielkie poruszenie wśród wiedźm i aniołów. Zbliża się bitwa w której udział weźmie wiele istot ze wszystkich światów.
Super było to, że wszystkie postacie, które kiedyś dziewczynka spotkała na swojej drodze, pojawiły się i miały swój udział w wielkiej bitwie. Zagadka prochu została rozwiązana. Ale jak to wszystko się stało to już polecam przeczytać samemu. Nie chcę psuć zabawy.
Mówi się że Mroczne materie stoją w opozycji do Opowieści z Narnii i trochę w tym racji rzeczywiście jest. W poprzednich częściach autor lekko poszturchuje czytelnika i przedstawia na przykład kościół, który uosabia Magisterium jako instytucję złą, do której należą wrogowie Lyry. Tym razem to już wprost zaznacza, że Boga nie ma. Stara się też przytoczyć argumenty i przedstawić wydarzenia, które potwierdziłyby tę tezę. Spotykamy na przykład byłą zakonnicę, która zaczęła zajmować się fizyką kwantową i odkryła, że nie istnieje coś takiego jak Bóg. To tylko taka namiastka tego i tych wszystkich teorii sceptycyzmu i buntu, które zawarł w finale trylogii autor.
Jestem naprawdę pod wrażeniem tego, jak ta cała sytuacja i te wszystkie przepowiednie dotyczące dziewczynki w końcu się dopełniły. Naprawdę warto się zapoznać z przygodą Lyry i być świadkiem tego jak ta postać się rozwija z biegiem czasu. Z całej tej książki najbardziej spodobało mi się zakończenie, które nie było typowym happy endem. W pewnym sensie było smutne i takie słodko-gorzkie. Jest to trylogia momentami dziwna i zaskakująca. Czasami mnie nużyła, ponieważ zdarzały się momenty przegadane, ale również chwile bardziej dynamiczne, które od razu mnie wciągnęły w cały ten świat, a nawet kilka światów. Jedną z wielu zalet jest to, że bardzo różnie można tę książkę odbierać, ponieważ można patrzeć na nią powierzchownie, ale można też się wczytać w różne symbole i alegorie, które autor wplata w swoje dzieło.
Jestem naprawdę pod wrażeniem tego, jak ta cała sytuacja i te wszystkie przepowiednie dotyczące dziewczynki w końcu się dopełniły. Naprawdę warto się zapoznać z przygodą Lyry i być świadkiem tego jak ta postać się rozwija z biegiem czasu. Z całej tej książki najbardziej spodobało mi się zakończenie, które nie było typowym happy endem. W pewnym sensie było smutne i takie słodko-gorzkie. Jest to trylogia momentami dziwna i zaskakująca. Czasami mnie nużyła, ponieważ zdarzały się momenty przegadane, ale również chwile bardziej dynamiczne, które od razu mnie wciągnęły w cały ten świat, a nawet kilka światów. Jedną z wielu zalet jest to, że bardzo różnie można tę książkę odbierać, ponieważ można patrzeć na nią powierzchownie, ale można też się wczytać w różne symbole i alegorie, które autor wplata w swoje dzieło.
Przez ten antyklerykalny i antyhierarchiczny wydźwięk, ta książka może mieć swoich zwolenników jak i przeciwników. Uważam że jest to coś niezwykłego, może nawet jedynego w swoim rodzaju na rynku i warto się z nią zapoznać. Mnie się bardzo podobała, mimo, że czasami zdarzały się słabsze momenty, ale ogólnie jestem bardzo zadowolona z tego, że w końcu przeczytałam tę trylogię.
Brak komentarzy: