lutego 05, 2018

Mroczny kochanek - J. R. Ward -> Mój mózg zmienił się w budyń


Ta książka jest po prostu śmieszna. Śmieszna, dziwna i kuriozalna. Ale od początku. Sięgnęłam po nią, bo się pomyliłam. Tak. Przy końcu sesji szukałam kolejnej odstresowującej książki i dałabym sobie głowę uciąć, że J. R. Ward to pseudonim Nory Roberts. Teraz możecie się śmiać. Dopiero po przeczytaniu około 30 stron zaczaiłam, że rzeczony pseudonim to J. D. Robb.  Przez tę pomyłkę mój mózg zmienił się w waniliowy budyń. Dlaczego postanowiłam czytać dalej? Dla zabawy i z ciekawości jakie to cuda wymyśliła autorka, a trochę ich było.

Jak na książkę o wampirach, to wampiry są słabe. Od ludzi się raczej nie różnią. Zabić je można normalnie i nie mogą wychodzić na słońce. Poza tym, co wydało mi się dziwne, mają liczne defekty, których chyba mieć nie powinny jak np. ślepota.  Ale to jeszcze nic...

Na początku książki jest glosariusz. Jak go przeczytałam, to mi włosy dęba stanęły. Nie mam pojęcia jak jest w oryginale, ale nie wydaje mi się, że angielskie nazwy są tak żenujące jak polskie. Patrzcie: „Krwiczka - wampirzyca, która ma partnera seksualnego (…)”. Krwiczka brzmi źle i groteskowo, ale to jest lepsze: „Chcączka – okres płodności u samicy wampirówŻE CO? Kto wymyślił to słowo? Po tej pierwszej stronie wiedziałam, że będą niezłe jaja. 

Przejdźmy do fabuły, która jest nawet spoko. Beth jest dwudziestopięcioletnią dziewczyną pracującą w gazecie, nie wie o tym, że jest pół-wampirem i wkrótce ma przejść przemianę w pełnego wampira. Jeszcze o tym nie wie, ale jej jedyną szansą na przeżycie jest opieka Ghroma, czystej krwi wampira, potomka królewskiego rodu. Jego imię mnie zniszczyło i ciągle widziałam przed oczami tę scenę:    

Ja wiem, że to się nazywa Grond. Ale kiedy mój angielski był raczkujący 
to naprawdę myślałam, że krzyczą Grom. XD  (fani LOTR zrozumieją)
W ogóle wszystkie wampiry mają dziwne imiona z "h" w środku np. Vhredny albo Zbihr. Sami przyznajcie, że brzmi to trochę dziko. Sam Ghrom jest kompletnie nieokrzesany i kiedy reszta wampirów to w miarę normalni faceci, on zachowuje się jak jakiś neandertalczyk. Jeszcze kilka rzeczy mi się nie podobało, jak na przykład określanie kobiety terminem samica. Brzmiało to dla mnie niesmacznie i tak po zwierzęcemu. 

Podczas pierwszego spotkania z Beth zamienili ze sobą dokładnie dwa zdania, po czym wylądowali w łóżku i lądują w nim dość często, a opisy tychże praktyk są dość rozbudowane. Co do nie łóżkowej części książki, Ghrom jest szefem Bractwa Czarnego Sztyletu, organizacji wampirów walczącej z reduktorami, którzy chcą wampiry pokonać. Wspomnę jeszcze, że szefem reduktorów jest Pan X (no brzmi jak z kreskówki Cartoon Network). Większość książki to było takie poznawane wampirzego świata i nie działo się za wiele. Dopiero pod koniec pojawiła się jakaś akcja. 

Pomijając wszystkie zabawne defekty tej książki, to muszę przyznać, że nawet mnie wciągnęła. Od razu się coś działo, więc nie było przydługiego wstępu do akcji. Całość fabuły też nie była zła i nawet mnie zaciekawiła. Jednak nie sądzę, że się porwę na kolejną część, no chyba, że przy jakimś kolejnym czytelniczym kryzysie, kiedy będę potrzebowała się pośmiać. W sumie to największy mój zarzut dotyczy bardzo dziwnych słów, które są w tej książce używane i zmieniają tę książkę w komedię. Może to wina tłumaczenia, a może tak miało być, ale przez to wszystkie poważne sytuacje wydały mi się zabawne. To tyle. 

Szczegóły:
Tytuł: Mroczny kochanek
Tytuł: oryginału: Dark Lover
Tom: 1
Cykl: Bractwo Czarnego Sztyletu
Autor: J. R. Ward
Wydawnictwo: Videograf II
Liczba stron: 320

Brak komentarzy: