kwietnia 03, 2019
Nawiedzony Dom na Wzgórzu - Shirley Jackson
Nawiedzony Dom na Wzgórzu stał się w ostatnim czasie dość
popularny, za sprawą ponoć dobrego serialu na Netflixie, który swoją drogą mam
zamiar obejrzeć. Ale żeby wszystko było po kolei, to postanowiłam przeczytać najpierw książkę. Miałam nadzieję na dobrą
lekturę i… książka okazała się przeciętna i taka jakby bezpłciowa. A miał być horror.
Do nawiedzonego, starego i opuszczonego domu na wzgórzu przybywa
doktor Montague, który chce zbadać występujące w nim zjawiska paranormalne. Do
swojego eksperymentu wybiera kilka osób, które miały już w przeszłości kontakt z
takimi zjawiskami. W Domu na Wzgórzu zjawiają się dwie kobiety – Eleanora oraz
Theodora oraz młody Luke, przyszły spadkobierca tego domu.
Po obiecującym początku zaczęłam czekać na te duchy,
straszydła, czy inne potwory. Czekałam, czekałam i się nie doczekałam. Są niby
jakieś stuki, puki i drapania, ale nic poza tym. Uczestnicy eksperymentu nieco
świrują nocami ze strachu, ale częściej śmieją się z niebezpieczeństw niż
uciekają, co dla mnie było jednak dziwną reakcją. Wszystko opowiadane jest z
perspektywy cichej i nieco nieśmiałej Eleanory, która z czasem chyba zapadła na
schizofrenię, czy coś, bo zaczęła mówić do siebie w myślach przez co zaczęła mnie irytować. W ogóle podczas pobytu niektórzy bohaterowie przechodzą lekką przemianę.
Akcja ma miejsce, no właśnie nie wiadomo (chyba, że ja coś
przeoczyłam), ale są już radia i samochody, ale nie ma jeszcze telewizji (mniej więcej początek XIX wieku). Całkiem
ciekawym wątkiem była historia rodziny zamieszkującej przed laty w tym domu.
Nowi domownicy wieczorami przy lampce brandy, szachach lub krykiecie wsłuchują
się w opowieść doktora Montague o tragicznych losach mieszkańców tego domu.
Przyznam się, że przed zaczęciem czytania nie sprawdzałam szczegółowo
tej książki, a szczególnie data pierwszego wydania mi nieco uciekła, przez co
zastanawiałam się dlaczego napisana jest w takim dziwnym stylu, jakby
archaicznym i nieco przypominającym styl Jane Austen. Rok pierwszego wydania to 1959. I
rzeczywiście jest to powieść jednowątkowa, prosta i niestety zupełnie mnie nie
przeraziła. Fani klasycznych powieści grozy będą zadowoleni, ale ja niestety
oceniam tę książkę jako przeciętną, bo jednak spodziewałam się czegoś straszniejszego, a może po prostu czegoś innego. To teraz zostaje mi obejrzeć serial.
Szczegóły:
Brak komentarzy: