stycznia 13, 2018

Przypływy nocy - Steven Erikson

Przypływy nocy czytałam ponad miesiąc. To nie jest książka, którą się czyta na raz. Jak każda z części monumentalnej Malazańskiej Księgi Poległych (a to już piąta część) jest to opowieść długa, skomplikowana, nieco zagmatwana i absorbująca. Znowu jestem pod wrażeniem pióra Eriksona. Po pierwsze i najważniejsze, nie jest to książka dla wszystkich. Zdaję sobie sprawę, że tego autora można albo kochać i podziwiać, albo nienawidzić.

A teraz od początku. Jest to opowieść o wielu bohaterach, nieco na początku zagmatwana. Powiedziałabym, że jak zwykle. Mniej więcej w połowie zaczęłam się orientować co i jak. Zacznę od mojego największego zarzutu. Za nic nie mogłam ogarnąć w jakim momencie historii mają miejsce te wydarzenia w porównaniu do tego co działo się w poprzednich częściach. Znajdujemy się gdzieś pomiędzy pierwszym a drugim tomem, oczywiście jeśli się nie mylę. Jest to zupełnie nowa opowieść z nowymi bohaterami. 
Jesteśmy znowu rzuceni w nieznane do plemienia Tiste Edur i miasta Letheryjczyków. Ubolewałam też, że nie znam żadnej postaci. Z wielkiego spisu na początku książki, który zawiera blisko 80 różnych imion, znałam jedynie Trulla Sengara i Okaleczonego Boga.

Król-czarnoksiężnik władający Tiste Edur wysyła braci Sengar: Feara, Trulla, Binadasa i Rhulada na zimne i mroźne pustkowia po magiczny miecz. Atrefakt niesie ze sobą niebezpieczeństwo, a jego oznaki zaczyna dostrzegać Udinas, niewolnik rodziny Sengarów. W tym czasie do wioski przybywa delegacja z Letheru aby podpisać traktat. Jednak budzą się starożytne siły, który w tym przeszkadzają. Napięta sytuacja między Letherem a Tiste Edur zaognia się.

Mimo prawdziwego ogromu nowych bohaterów, każdy znajdzie kogoś ulubionego dla siebie. Dla mnie byli to bracia Beddict. Brys – królewski obrońca na zamku, Hull – o niejasnych intencjach obserwujący zamieszanie wśród Tiste Edur oraz Tehol – mieszkający w pozornej biedzie na dachu jednego z domu, posiadający niezwykłą smykałkę do interesów. Chyba Tehol Beddict jest moim faworytem. Jego rozmowy z zawsze wiernym służącym Buggiem były świetne, a w ich działaniach w mieście zawsze pojawiał się jakiś element komizmu, a czasem czarnego humoru. Za to duży plus.

Nie sposób wymienić tu wszystkich postaci. Równie interesującą osobą jest poręczycielka Seren Pedac wędrująca między krainami, oraz martwiaki, czyli takie osobliwe zombie, z których najciekawsza jest mała dziewczynka siedząca u stóp wieży Azath.

Akcja rozkręca się powoli. Początkowo nieco mi się ta książka dłużyła. Dostajemy wiele informacji o Tiste Edur, którzy w poprzednich tomach tylko majaczyli gdzieś na horyzoncie, a na pierwszy plan zawsze byli wysuwani Tiste Andi. Wszystko nabiera tempa pod koniec, a od ostatnich 250 stron nie mogłam się oderwać. Finał jak zawsze wywołuje efekt wow, który wynagrodził mi większość niedoskonałości tej historii. Jednak biorąc pod uwagę wszystkie dotychczas czytane przeze mnie części, jest to jedna z tych słabszych pozycji. 


Szczegóły: 
Tytuł: Przypływy nocy
Tytuł oryginalny: Midnight Tides
Cykl: Malazańska Księga Poległych
Tom: 5
Autor: Steven Erikson
Wydawnictwo: Mag
Liczba stron: 806





 

Brak komentarzy: