marca 01, 2015

Kod Leonarda da Vinci - Dan Brown

Ale Brown nazmyślał, jak to wielu mu zarzucało. Ale nazmyślało też wielu przed nim więc nie wiem po co było tyle szumu wokół tej książki. Przecież to fikcja literacka, a przynajmniej większość. Trochę rozczarowały mnie dialogi. Płaskie, raczej nudne, bez emocji. Główny bohater Robert Langdon (czyt. Sherlock Holmes) rozwiązuje zagadkę tajemniczej śmierci kustosza Muzeum w Luwrze i kilka szyfrów w drodze do odnalezienia Świętego Graala. Obok niego występuje Sophie, wnuczka zamordowanego. Jest specjalistką od łamania kodów, co nie bardzo jej w kolejnych zagadkach pomaga. Okazuje się, że Langdon, spec od symboli z Harvardu jest lepszy, niż wyszkolony kryptograf. Masakra.

Dodatkowo denerwuje ta cała gadanina o wyższości kobiet i o tym jak zostały skrzywdzone przez kościół. Maria Magdalena, Święty Graal, dzieci Jezusa... Ciekawa koncepcja, ale za bardzo Brown chciał wszystko wyjaśnić. Gdyby jeszcze tego Graala nie znaleźli... Wtedy Brown byłby mistrzem tajemniczości. Ale niestety, nie każdemu pewnie spodoba się to jak poprowadził śledztwo.

Książkę czyta się bardzo szybko i lekko. Akcja wartko posuwa się do przodu. Wszystkie pościgi i cały wątek kryminalny są w porządku. Fabuła obfituje w wiele zwrotów akcji i sytuacji pozornie bez wyjścia. Wielką tajemnicą jest dla mnie postać mnicha albinosa, członka Opus Dei. Nie wiem, czym inspirował się Brown umieszczając takiego kogoś w powieści. Pasowałaby mi do niego jakaś symbolika, tymczasem on jej nie posiada. Jako kryminał książka jest przeciętna, ale jest gratką dla fanów teorii spiskowych. W ostatecznym rozrachunku podobała mi się.

Brak komentarzy: