kwietnia 23, 2015

Papieżyca Joanna - Donna Woolfolk Cross

Tak do końca nie wiem, dlaczego sięgnęłam po tę książkę, ale mój, nazwijmy to, kryzys wiary sprawił, że przeżyłam niezwykłą przygodę z Joanną. W IX w. kiedy kobiety nie miały praw do nauki, Joanna postanowiła poświęcić swoją kobiecość i zgłębiać wiedzę dostępną tylko dla mężczyzn.

Joanna urodziła się w małej wiosce jako córka angielskiego kanonika i matki saski czyt. poganki. Jej zdolności zainteresowały wędrownego greka, który zaczął ją uczyć a następnie zapewnił jej wstęp do szkoły. Tam spotkała mężczyznę. Tak. Poznała co to miłość w osobie Gerolda - 25-letniego rycerza. Zaznaczam, że Joanna miała chyba 13 lat. Ale w tamtych czasach małżeństwa 15-letnich dziewcząt były na porządku dziennym. No i się porobiło. Tak w skrócie: najazd Normanów, wielka krwawa jatka, ucieczka od ukochanego, przemiana w mężczyznę - w Jana Anglicusa.  

Joanna leczyła, była niezrównanym medykiem i kiedy trafiła do Rzymu, znalazła się u boku samego papieża, lecząc go. Nasza bohaterka pięła się po szczeblach "duchownej kariery" aż do urzędu papieża. W międzyczasie znowu spotyka kochanego Gerolda, co sprawia, że czuje się rozdarta między byciem kobietą kochanego mężczyzny a duchownym, medykiem i papieżem. 

Kościół przedstawiony w książce jest zupełnie inny niż w czasach obecnych. Niby cała książka kręci się wokół niego, ale to wszystko nie razi w oczy. Kościół spada na dalszy plan, bo centrum tej książki są losy Joanny, jej wybory i emocje. Nie mogłam sobie wyobrazić jej jako księdza, bo przed oczami ciągle miałam obraz małej dziewczynki z jasnymi warkoczami. 

Co do zgodności z historią... Kościół zaprzecza istnieniu papieża Jana (Joanny). Na końcu książki autorka zamieściła sporą liczbę dowodów na to, że papieżyca miała swój pontyfikat. Jak dla mnie są całkiem przekonujące. Niektóre wydarzenia dziejące się w tle zostały poprzesuwane w czasie, ale cóż... ta książka jest w końcu fikcją literacką. Nie mniej jednak intryguje, zaskakuje i wciąga. 

Przygoda z ksiażką: 
Siedziałam w pociągu i czytałam tą książkę. Na przeciwko mnie usiadła młoda dziewczyna, najwyżej 25-letnia. Miała wielkie, białe słuchawki, jeszcze większy telefon i wszystko byłoby OK, gdyby co chwila nie robiła znaku krzyża. No dobra, może jakiegoś różańca słuchała, dla mnie dziwne, ale się zdarza. W pewnej chwili zapatrzyła się w okładkę mojej książki i z wytrzeszczonymi oczami szybko, podwójnie się przeżegnała. Zrobiłam się chyba purpurowa od wstrzymywania śmiechu. Czyżbym została przeklęta?

Brak komentarzy: